17 maja 2017 roku zapadł wyrok warunkowo umarzający postępowanie przeciwko Markowi Wróblewskiemu i Magdalenie Sobierajczyk – byłemu prezesowi gorzowskiej Grupy Kapitałowej Inneko i dyrektorce ds. marketingu i kooperacji spółki. Warunkowe umorzenie podlega wpisaniu do Krajowego Rejestru Karnego. Innymi słowy – jeśli wyrok się uprawomocni, Wróblewski i Sobierajczyk pozostaną na wolności, ale według KRK będą mieli problemy.

Wyrok zaskarżyła prokuratura, która zarzuca menedżerom, że swymi działaniami spowodowali stratę w wysokości 300 tys. zł. To część kaucji, którą wpłacili innej firmie za zakup kotła, a potem odstąpili od umowy.

Inneko to dawny Zakład Utylizacji Odpadów (ZUO) – spółka z ograniczoną odpowiedzialnością należąca do gminy miasta Gorzów Wielkopolski. Wróblewski uczynił z niej grupę kapitałową inwestującą znaczne pieniądze, między innymi dzięki funduszom unijnym. Od 2012 do 2015 roku spółka, która miała roczne przychody rzędu 20 mln zł, a zysk ok. 1,5 mln zł, zainwestowała 82 mln zł, przy czym 24 mln zł pochodziło z funduszy unijnych.

Inwestowała w energetykę, fotowoltaikę, nowoczesne technologie, innowacje. Można sądzić, że fundusze unijne plus wysokie technologie to przepis na murowany sukces, ale w Gorzowie doszło do finansowej katastrofy. 300 tys. zł straconej kaucji, które stanowiły podstawę oskarżenia prokuratorskiego, to znikoma część strat, jaką poniosła spółka na skutek ambitnej i nieprzemyślanej polityki inwestycyjnej byłego prezesa.

Ofensywa inwestycyjna

Historia działalności spółki pokazuje, że nie było jednej przyczyny niepowodzenia. To była cała seria nieprzemyślanych decyzji biznesowych.

Główne przychody Inneko wciąż pochodzą z utylizacji odpadów. Ale w grupie kapitałowej są jeszcze inne spółki. Eneri zajmuje się fotowoltaiką. Dostała z Unii Europejskiej dofinansowanie w wysokości 3,8 mln zł. Jest też Centrum Standaryzacji Biomasy, Gorzowski Ośrodek Technologiczny Parku Naukowo-Przemysłowego,  BFS, Recuptyl Polska.

Fotowoltaika to maszynka do robienia pieniędzy. Droga jest inwestycja, ale koszty eksploatacji są minimalne. Skoro ZUO sfinansowała inwestycję pieniędzmi z Unii, powinna solidnie zarabiać na wytwarzaniu prądu z energii słonecznej. Ale spółka przynosiła straty, jako jedna z niewielu w tej branży w Polsce. Sprzedawała energię do sieci, zamiast wykorzystać ją do własnych celów.

Innym pomysłem na biznes była ekologiczna elektrociepłownia. Spółka, jeszcze pod nazwą Zakład Utylizacji Odpadów, kupiła, a częściowo wydzierżawiła grunty rolne, by uprawiać na nich trawę energetyczną. Miała zasilać nowoczesne piece należące do spółki zależnej BIOENERGY FARM Stanowice Sp. z o.o. (BFC). Zakład Utylizacji Odpadów miał w BFC udziały mniejszościowe, ale gwarantował jej kredyty.

Elektrociepłownię postawiono w Stanowicach – wsi  położonej 11 km od Gorzowa Wielkopolskiego. Szefowie Zakładu Utylizacji Odpadów byli przekonani, że w małej miejscowości łatwiej uzyskają korzystną decyzję środowiskową. Nie przewidzieli protestów mieszkańców, którzy nie wierzą w zapewnienia, że urządzenia są ekologicznie bez zarzutu. Elektrociepłownia kosztowała 30 mln i na razie nie działa.

Spółka otrzymywała dopłaty unijne do posiadanych gruntów – kilkaset tysięcy złotych rocznie. Ale w roku 2015 dopłaty zostały wstrzymane, gdyż według znowelizowanego prawa nie przysługują, jeżeli na  gruntach rolnych są obiekty sportowe. Tymczasem na gruntach spółki znajdowały się pola golfowe.

Prezes ZUO miał ambicję rozwijania innowacji. 10 mln zł zainwestował w laboratorium. Sam supernowoczesny piec, w którym można byłoby palić paliwa alternatywne, w tym plastikowe butelki, kosztował 7 mln zł. Ale miał spełniać najwyższe normy ekologiczne. Wspaniały wynalazek, tyle że okazał się wadliwy. Konstruktorzy nie przewidzieli, że przy wysokiej temperaturze może w nim nastąpić wybuch. Kolejne miliony zostały stracone.

Laboratorium może przeprowadzać analizy wody, ścieków, natężenia hałasu. Jest rynek na takie usługi, ale trzeba do niego dotrzeć i ocenić możliwości sprzedaży, zanim się rozpocznie inwestycję. Zarząd ZUO tego nie zrobił. Supernowoczesne laboratorium generuje straty.

Darmocha usypia

Historia grupy Inneko tylko pozornie dotyczy spraw lokalnych. Można z niej wyciągnąć wnioski dla całej gospodarki.

Dotacje unijne niekoniecznie są dobrodziejstwem. Mogą być pułapką, jeśli zostaną zmarnotrawione. Co więcej – dotacje utrudniają właściwą wycenę ryzyka. Menedżerowie, którzy je otrzymują, mogą myśleć: skoro to nic nie kosztuje, to mogę zaszaleć. Prywatny właściciel, który wydaje pieniądze własne lub pożyczone pod zastaw swojego majątku, dwa razy się zastanowi, nim zdecyduje się na inwestycję obciążoną wysokim ryzykiem.

Innowacyjna produkcja może przynosić nadzwyczajne zyski i wysoką wartość dodaną, ale zawsze jest obciążona wyższym ryzykiem. A to znaczy,  że inwestycje w innowacje muszą być ostrożniej kalkulowane i staranniej nadzorowane.

Zarządzanie jedną spółką, zwłaszcza komunalną, mającą stabilny rynek dla swoich usług (wywóz śmieci i nieczystości i ich utylizacja) jest zadaniem znacznie prostszym niż zarządzanie grupą spółek działających w różnych branżach. W grupie może wystąpić efekt synergii, ale wcale nie musi. Spółki należące do gorzowskiej grupy działały na zbyt wielu obszarach, a ich menedżerowie okazali się dyletantami.

Sprzątanie w Inneko

W sierpniu 2015 roku zmienił się zarząd spółki Inneko. Prezesem został Artur Czyżewski, człowiek spoza Gorzowa, nieznający miejscowych układów. Jest doświadczonym menedżerem, który w swej karierze restrukturyzował niejedną spółkę.

2016 rok był dla Inneko szczególnie trudny. Walczyli o przetrwanie, a spółki córki ciągnęły mocno w dół. Czyżewski mimo wszystko nie przeprowadził zwolnień grupowych, utrzymał miejsca pracy, zbudował dział sprzedaży i zaczął spłacać zobowiązania zaciągnięte przez poprzedników. Przejął kontrolę nad BFC, gdzie Inneko miała mniejszościowy udział, ale gwarantowała pożyczki. Zlikwidował jedną z niedochodowych spółek. Grupa Inneko stała się liczącym w kraju producentem paliw alternatywnych.

Działania Czyżewskiego nie przysporzyły mu popularności. Wcześniej inwestycje grupy przekraczające 80 mln zł zyskały aplauz w regionie i wśród wykonawców. Wstrzymanie inwestycji było dla nich zimnym prysznicem. Dziś całość utrzymania nierentownych pomysłów inwestycyjnych spoczywa na nowym zarządzie Inneko i w roku 2016 stało się źródłem 3 milionów kosztów. W kolejnych latach będzie jeszcze gorzej.

***

WYJAŚNIENIE

W związku z artykułem pt. „Polec na innowacjach, czyli historia firmy, dla której fundusze unijne okazały się pułapką” wyjaśniamy co następuje:

1. Marek Wróblewski nie pełnił funkcji prezesa gorzowskiej Grupy Kapitałowej Inneko; był prezesem zarządu ZUO sp. z o.o., która w 2016r. zmieniła nazwę na Inneko sp. z o.o.

2. Prawomocnym wyrokiem SA w Szczecinie w 2017r. zasądzono zwrot kaucji wraz z odsetkami na rzecz Inneko (sprawę zainicjował Marek Wróblewski).

3. Warunkowe umorzenie postępowania nie jest wyrokiem skazującym i nie uniemożliwia uzyskania zaświadczenia o niekaralności.

4. W latach 2012-2015 Inneko zainwestowało nie 83 mln zł., a 73 mln zł, z czego ok. 24 mln zł stanowiły dotacje unijne.

5. Spółka Eneri otrzymała dotację unijną w wysokości 2,5 mln zł., a nie 3,8 mln zł. Ponadto spółka od roku 2014, kiedy funkcję prezesa objęła Pani Magdalena Sobierajczyk odnotowała zysk z prowadzonej działalności.

6. Elektrociepłownia na biomasę w Stanowicach miała wszelkie pozwolenia środowiskowe, co umożliwiło rozpoczęcie inwestycji.

7. Pole golfowe nie powstało na gruntach rolnych i nie ma żadnego związku z dopłatami obszarowymi w podanym kontekście.

8. Piec do spalania paliw alternatywnych kosztował 6 mln zł., a nie 7 mln zł. Inwestycja została ukończona, ale jej dalsze rozruchy technologiczne są powiązane z budową elektrociepłowni, której praca uzależniona jest od decyzji obecnego zarządu Inneko sp. z o.o.

9. W 2016 spółki córki z „grupy kapitałowej” Inneko, poza Bioenergy Farm Stanowice, zamknęły rok z zyskiem netto, nie jest więc prawdą, że „ciągnęły Inneko w dół”.

Marek Wróblewski, Magdalena Sobierajczyk